Podgórze to dzielnica Wałbrzycha nierozłącznie związana z Kopalnią Węgla Kamiennego „Mieszko”.
Osiedle domków jednorodzinnych, położonych na stoku góry „Trzy Niedźwiadki” zasiedlono w latach 40. i 50. ubiegłego wieku górniczymi rodzinami – repatriantami z północnych departamentów Francji – i nazwano „Szczęść Boże”. Niezależnie, kto rządził Polską, nazwa ta przetrwała. Opowiem historię z lat 1950 – okresu, kiedy sytuacja ekonomiczna i gospodarcza kraju nie była dobra. Zaopatrzenie w artykuły spożywcze, mięso było słabe, problem dla górników rozwiązywał OZR (Oddział Zaopatrzenia Robotniczego) gdzie w stołówce były obiady i sprzedawano skromne racje mięsa. Były dni, w których po wyjeździe dawano rąbankę. Górnicy byli zaradni, mieli ogródki warzywne, hodowali kury, króliki, a niektórzy nawet świnie.
I to będzie przedmiotem mojej opowieści. Piszę imię własne bohatera – Leon – górnik przodowy (brygadzista). Repatriant z Francji pochodził z wielodzietnej rodziny górniczej, mieszkaniec osiedla „Szczęść Boże”. Leon był bardzo zaradnym górnikiem. Był pierwszym właścicielem prywatnej kopalni (biedaszybu). W piwnicy jego domu była wychodnia pokładu, i tam wybierano (wydobywano) węgiel dla potrzeb domowych.
Pustki po wybranym urobku zapełniał popiołem i skałami (kamieniami) z gołoborza „Trzech Niedźwiadków”. Leon był właścicielem dużej działki rolnej, gdzie uprawiał warzywa, ziemniaki i inne rośliny pastewne, dla zaspokojenia apetytów kur, królików i świniaka, którego chował w chlewiku. Po odchowaniu był przeznaczony na smakowite kiełbasy, szynki i inne przetwory, jak „szmalec”, bo to było smarowidło do chleba. Było to latem 1957 roku. Świnka Leona zaniemogła, straciła apetyt, potrzebna była pomoc weterynarza, dostępnych środków transportu w tych czasach nie było. Weterynarz miał siedzibę na Podgórzu, za wiaduktem kolejowym. Trzeba było wieprza zawieźć do weterynarza. Leon z małżonką uzgodnili: Mam drugą zmianę w kopalni, to załatwię sprawę. Ale czym go zawieźć?
Po naradzie postanowiono: Mamy stary, poniemiecki wózek dziecinny, wsadzimy wieprza, przykryjemy derką i górą osiedla – ul. Siemieradzkiego do Świdnickiej – popcham wózek i jakoś dojadę.
Jak postanowili, tak zrobili. Leon rano, przed godz. 8 wózkiem na 4 kolach wyruszył w podróż, do lecznicy.
Osiedle górnicze rządziło się swymi prawami. Żony górników, którzy mieli pierwszą zmianę, miały taki zwyczaj: z rękami założonymi na płotkach swych domków, omawiały plotkowały zdarzenia minionego dnia. Kto z kim, kiedy i co? Takie babskie gadanie. Telewizji przecież nie było...
I Leon rozpoczął swą drogę przez osiedle gadających bab, pchając wózek z delikwentem w chorobie. I zaczęło się! Już przy pierwszej grupce kobiet padło pytanie: „Leon co, kiedy, nic nie było widać, chłopiec, dziewczynka?”. Ciekawość kobiet narastała, Leon parł uparcie do przodu w ciszy. Grupa kilku pań usiłowała wprost zatrzymać wózek, zobaczyć potomka i sprawdzić do kogo podobny. Leon przyspieszał kroku, ale liczba ciekawskich bab zablokowała drogę: „Co Leonie? Nic nie było widać! Pokaż jak wygląda?”.
Leon zrezygnował – chciał wyjaśnić całą sprawę, ale odkrycie derki, kocyka i to co ciekawskie baby zobaczyły, spowodowało takie salwy śmiechu, że nie było już rady.
Po dokładnych oględzinach i ustaleniu podobieństwa, pozwolono Leonowi odjechać. Świnka (nie znałem płci), po wizycie u weterynarza wyzdrowiała. Ale po powrocie do domu trzeba było iść do pracy na II zmianę i tu zaczął się problem: „Przecież pocztą pantoflową wiadomość na pewno na kopalnię dotarła i będą ze mnie w łaźni „łacha drzeć”. Leon postanowił wysłać żonę na kopalnię i załatwił tydzień urlopu aż sprawa ucichnie. Ucichła w latach 50. ubiegłego wieku, ale odżyła w XXI wieku. Picer
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?